Przejście z Badener Hutte do Defreggerhausu miało być nieskomplikowane, a wyszło tak średnio.
Do przełęczy Frosnitztörl droga była co prawda dobra (najpierw elegancka ścieżka, potem lodowiec z gołym lodem i pojedynczymi szczelinami), za to padał na nas najpierw deszcz, a potem śnieg.
Ostatnie kilka metrów podejścia na przełęcz wymagało przedarcia się przez żwirowe błocko, ale z racji krótkiego dystansu nie było w sumie straszne.
Po drugiej stronie przełęczy 200 m wysokości do stracenia wg mapy po lodowcu, ale w praktyce to po gruzie z wielkich kamieni, bo lodowiec wziął się i wytopił. Zeszło się na to, bagatela, 1.5 godziny (700 m w dal i 200 m w dół). Z pozytywów przestało padać i nawet trochę wyszło słonko, więc są ładne zdjęcia.
Potem już tylko długi trawers po lodowcu i trochę skakania po skale w ładnej pogodzie.
Defreggerhaus okazał się być bardzo przyjemnym schroniskiem. Od naszej poprzedniej bytności został osuszony i nie pachnie już zatęchłym drewnem. Prawdopodobnie jest to zasługa nowych, szalenie miłych, najemców.