Szwajcarzy już od połowy XIX wieku kombinowali sobie, że zrobią z przełęczy Jungfraujoch wielką atrakcję turystyczną. Ostatecznie budowę kolejki wydrążonej w Eigerze i Mönchu ukończyli w 1912 r. i teraz tyleż dumnie, co z przesadą reklamują tę najwyżej położoną linię kolejową w Europie jako "szczyt Europy" (choć z punktu widzenia turysty najwyższy dostępny bez wysiłku punkt w Europie to stacja kolejki gondolowej na Aiguille du Midi nad Chamonix, która jest dobre 200 m wyżej).
I bezlitośnie łupią turystów - przejazd w obie strony między Grindelwaldem a przełęczą to, bagatela, 228 CHF.
Tak, czy owak najwyraźniej dostali się z tą atrakcją na internetowe listy największych hitów natury do zobaczenia w Europie, bo kolejka i przełęcz jest pełna turystów z Azji i USA.
Na tabliczce ostrzegającej przed śmiercią od wejścia na lodowiec jest więcej języków azjatyckich niż europejskich (w językach europejskich turyści informowani są o szczelinach w lodowcu - jak widać Szwajcarzy uznali, że Azjaci nie wiedzą, co to szczeliny).
Sama górna stacja kolejki to typowa atrakcja turystyczna - tu taras, tu rzeźby z lodu, tu sklep ze szwajcarską czekoladą, trzeba jednak przyznać, że jeśli pogoda dopisuje, to widoki z przełęczy są piękne.
Jedną z atrakcji jest też zatrzymanie się pociągu w połowie drogi na stacji wykutej w ścianie Eigeru z widokiem na kawał lodowca.