Obawiając się, że dobre zimowe warunki mogą się długo nie utrzymać (dużo śniegu ale lawinowa 2, pogodnie i bezwietrznie) uderzyłem na Königschusswand Steig.
Niestety góra okazała się silniejsza.
W porównaniu z zastanymi warunkami moje wcześniejsze zimowe ferraty należałoby zakwalifikować jako wczesnowiosenne.
Podstawowym problemem okazał się mróz (jakieś -15) powodujący, że wilgotne rękawiczki przymarzały i ślizgały się po linie.
Do tego wziąłem za dużo sprzętu i w pewnym momencie zaciąłem się na nominalnym C/D wymagającym tarciowego wyjścia na bulę. Żeby pokonać tą trudność musiałem zdjąć plecak, którego z kolei potem nie byłem w stanie wciągnąć na górę, bo obwieszony rakietami i halabardą co i rusz utykał w skałach. Zostawiłem więc cały ciężki sprzęt i przeszedłem się na lekko do początku następnych poważniejszych trudności, a następnie wykonałem zorganizowany odwrót zjazdami na linie, a od podstawy ferraty 300 metrowym dupozjazdem :-)
Moje ego cierpi okrutnie, bo to pierwsza ferrata, która mnie pokonała i tłumaczenia, że warunki były niecodzienne pomagają tylko częściowo - trzeba będzie załoić ją na wiosnę.
Z ogólnych wrażeń - nowy dół ferraty (kiedy robiłem ją jakiś czas temu nieubezpieczone 2+ biegnące na prawo od obecnego przebiegu trasy) jest dość efektowny (dwa krótkie tarciowe D poprzetykane łatwiejszymi fragmentami) i dodał jej atrakcyjności. Niestety mordercze piarżyste podejście pozostało bez zmian.