Grazerweg na twardziela:
5:00 wyjazd z Wiednia
7:50-10:15 (2h25m) podejście (+1130m, 4.7km)
10:30-12:45 (2h15m) podejście pod ścianę i szukanie startu (nie było łatwo, bo najpierw aby ominąć kosówkę pożyczyliśmy sobie 2/3 wyciągu z jakiejś losowo napotkanej drogi, a potem chwilę kręciliśmy się w kółko, bo pierwsze stanowisko jest absurdalnie wysoko)
12:45-13:00 (15m) Radek 1. wyciąg
13:00-13:07 (7m; razem 22m) ja 1. wyciąg
13:07-13:13 (6m) ja 2. wyciąg
13:13-13:17 (4m; razem 10m) Radek 2. wyciąg
13:17-13:29 (12m) Radek 3. wyciąg
13:29-13:33 (4m; razem 16m) ja 3. wyciąg
13:33-13:43 (10m) ja 4. wyciąg (i blisko odpadnięcia, bo zachciało mi się jakieś 5+ albo co atakować tylko dlatego, że miało duże chwyty na ręce zamiast przejść sobie 4 na tarciowych stopniach na nogi i takimi sobie chwytami na ręce)
13:43-13:50 (7m; razem 17m) Radek 4. wyciąg
13:50-14:09 (19m) Radek 5. wyciąg
14:09-14:17 (8m; razem 27m) ja 5. wyciąg
14:17-14:24 (7m) ja 6. wyciąg
14:24-14:42 (18m; razem 25m) Radek 6. wyciąg
14:42-? 7. i 8. wyciąg na raz, prowadzenie Radka, który postanowił udawać, że komin to nie komin i zrobić go na chama frontalnym atakiem, co przypłacił strasznymi mękami i dwoma podciągnięciami na ekspresach; trochę szkoda, bo można to było zrobić elegancko i jakbym poprosił, to pewnie oddałby mi prowadzenie, ale nie poprosiłem
?-15:20 Mateusz 9. wyciąg
15:20-15:30 (10m) Radek 9. wyciąg
15:30-15:53 (23m) Radek 10. wyciąg
15:53-16:00 (7m) ja 10. wyciąg
16:00-16:15 - zmiana butów, spakowanie liny, itp.
16:15-16:35 (20m) wejście w terenie 1-2 na Hochtor Nordostgipfel (ostatniego wyciągu nie znaleźliśmy; zresztą nie tylko my - spotkana następnego dnia grupa również :-) )
razem 3h50m wspinania w porównaniu do 3h30m na topo Bergsteigen, czyli nieźle
16:42-16:52 zdjęcia na Hochtorze
16:52-18:12 (1h20m) zejście do Hess Hutte (co ciekawe Radek bojąc się, że nie zdąży na kolację wykręcił 1h50m, czyli jak na niego doskonały czas)
Razem 13h12m na nogach z czego 10h22m w górach, 1800 m w górę, z czego ok. 400 m wspinania.
A potem najgorszy lager ever w Hess Hutte. W pokoju upchane 16 osób i jedno małe uchylne okienko. O północy obudziłem się z potem kapiącym z ręki i przeniosłem się spać na ławę do jadalni. Twardo jak diabli, ale za to było czym oddychać.
Warto jeszcze wspomnieć, że na podejściu zdrowo mnie przytkało. Co prawda niosłem i linę i wspólny szpej, ale cały czas nie powinienem być wolniejszy od Radka. Tymczasem kiedy zrobiło się ostro pod górę, złapała mnie zdrowa zadyszka i nawet po oddaniu Radkowi liny miałem trudności, żeby za nim nadążyć. Może to jakiś post-covid z WWI, a może trochę przegłodziłem się od rana. Na korzyść drugiej hipotezy przemawia, że jak podjadłem w Hess Hutte, to do końca weekendu chodziłem już szybciej od Radka z całym sprzętem na plecach (choć trzeba przyznać, że tak ostro-długich podejść już nie robilśmy)